sobota, 10 października 2015

Stacja nr 8


Wg drogowskazu stojącego przed schroniskiem ostatni odcinek powinnam była pokonać w godzinę. Ku własnemu zadowoleniu zajęło mi to około 45 minut, odrobiłam więc stratę z poprzedniego odcinka. Patrząc na układ świateł na stoku, dalsza trasa nadal miała być wspinaczkowa, a skoro teraz szło mi się dobrze, to na następnym odcinku również powinnam zyskać trochę czasu. Była godzina 0:30, do wschodu zostały 4 godziny, może trochę więcej. Szłam od 21, czyli 3 i pół godziny i nie byłam nawet w połowie wysokości. Ta nieprzyjemna myśl dodała mi energii do dalszej drogi. Za wszelką cenę chciałam zdążyć na szczyt przed wschodem słońca!
Reflektory kolejnego schroniska stały się dla mnie wskaźnikiem postępu w wędrówce. Skalna droga wiła się zygzakowato, by złagodzić i tak niezwykle strome podejście, a mocny blask światła pojawiał się raz z prawej, raz z lewej strony, to znów na moment niknął za skałami. Potężne lampy schronisk, jedyne źródło światła w tym pustkowiu, nie licząc słabych latarek wędrowców, kojarzyły mi się ze złowrogimi, oślepiającymi strażnikami góry. Jednak było w nich coś życiodajnego, coś jak światełko w tunelu, ofiarujące energię każdemu, kto do nich dotrze. Na widok reflektorów czułam jednocześnie i niepokój, i nadzieję; pociągała mnie ich tajemniczość. Wkrótce światło przestało być jedynie jasnym punktem na ciemnym stoku góry; przed moimi oczami wyrosła czerwona brama torii, a za nią kolejny górski kamienny szałas. Upragniona stacja nr 8. W dodatku tablica przed budynkiem poinformowała mnie, że przekroczyłam już granicę 3000 metrów. Byłam dokładnie na 3100 m n.p.m., co oznaczało, że pokonałam już połowę wysokości. Zamiast spodziewanego zmęczenia czułam radość, że tak dobrze mi szło i wiarę, że zdobycie szczytu było w zasięgu moich możliwości i że nie będę się na niego wczołgiwać ostatkiem sił, tylko energicznie wmaszeruję. ­Tym bardziej, że wg informacji na drogowskazie dalsza droga miała mi zając 3 godziny, czyli z dużym zapasem powinnam zrealizować mój cel.

 Jakaś odważna japońska para poprosiła mnie o zrobienie im zdjęcia, w rewanżu oni zrobili mi na tle szałasu. Byli ciekawi, skąd byłam. Tak jak już wcześniej zauważyłam, na Fuji Japończycy stawali się niejapońscy. Najpierw starszy pan od pieczątki, teraz ta para. Góry zawsze jednoczyły ludzi, zacierały między nimi granice i Fuji pod tym względem nie była wyjątkowa.

Tekturowa tabliczka na drzwiach mówiła, że stempel kosztował 200 jenów. Ucieszyłam się, że cena tu już była normalna, taka, jakiej się spodziewałam. Weszłam do środka. Wewnątrz schronisko było mniejsze i skromniejsze. Na słomianej podłodze pod ścianami ludzie rozkładali sobie proste legowiska i szykowali się do krótkiego snu, gdzie indziej niewielkie grupki jadły skromne kolacje. Najwyraźniej przybysze zrezygnowali z walki o widok słońca wyłaniającego się znad horyzontu, lub uznali, że powitanie nowego dnia z wysokości 3100 m było wystarczająco satysfakcjonujące. Po lewej stronie tuż przy wejściu kilku mężczyzn, zapewne załoga schroniska, siedziało wokół niewielkiego węglowego piecyka. Jeden z nich wstał na mój widok, więc wytłumaczyłam mu, po co przyszłam, zapłaciłam 200 jenów i podałam kij. On spokojnie oparł go o ścianę i wziął się za rozgrzewanie stempla. Powoli obracał nad żarem piecyka stemplem wyglądającym jak ten do znakowania bydła. Był tak skupiony na wykonywanej czynności, że zdawało mi się, że zapomniał o moim istnieniu, choć i tak nie był tak flegmatyczny, jak jego kolega ze stacji 7. A tymczasem ja stałam nad nim z plecakiem na plecach i zastanawiałam się, jak długo ta ceremonia jeszcze potrwa. Nie chciałam siadać, żeby zmusić go do szybszej pracy. Po chwili mężczyzna uznał, że stempel był wystarczająco rozgrzany i można było przystąpić do aktu znakowania. Podkowa wygięta na kształt serca, wewnątrz napisy, a nad nią okrąg – pewnie słońce, z wypisaną wysokością 3100 m. Zadowolona, znalazłam wolne miejsce na ławce, oparłam kij o barierkę pieczątką do góry, żeby każdy mógł ją podziwiać i przystąpiłam do wypisywania kartek. Miałam ich już 6, zostało jeszcze 5, akurat na 3 postoje.